niedziela, 30 września 2012

Rozdział 3

Rozdział 3

Fajnie się rozmawiało z Adrianem. Był na prawdę przeuroczy. Pomijając moje ciągłe zaczerwienienia i wybuch śmiechu Syntii i mój, wszystko było jak powinno być. Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że Adrian się do mnie przystawiał. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, wręcz bardo mi się to spodobało. Lot w jego towarzystwie ( pomijając śpiącą Syntię ) szybko się skończył. Zauważyłam, że mamy wiele wspólnych tematów. Słuchamy tej samej muzyki, lubimy te same sporty i mamy podobne poglądy na świat. Po wysiadce z samolotu chłopak poprosił o mój numer telefonu. Nie miałam nic przeciwko. Napisałam mu nr na kartce, którą znalazłam w torebce. Namęczyłam się trochę przy tym. Teraz już rozumiem co czują faceci próbując znaleźć coś w tych naszych torebkach. Po pożegnaniach Syntia i ja ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Według ustaleń miał tam na nas czekać samochód, który zawiezie nas do willi. Szukałyśmy i szukałyśmy. Miał to być czarny i elegancki samochód. Jednak takiego nie znalazłyśmy. Na parkingu stały jedynie dwie limuzyny. Jedna już odjeżdżała. Nagle wychodzi kierowca z drugiej i podchodzi do nas. Był wysoki. Miał ok 40 lat. Wyglądał na bardzo miłego staruszka. A ten czarny garnitur dodawał mu czegoś, co nie pozwalała go nie lubić. Stanął przed nami i powiedział zmęczonym głosem:
- Czy państwo to Syntia i Maja? - zapytał o dziwo po polsku.
- Tak, słuchamy. - odpowiedziała Syntia.
- Nazywam się Krzysztof. Będę waszym kierowcą. Mam was zawieść do willi. - powiedział spokojnie i nonszalancko.

Spojrzałyśmy po sobie z niedowierzaniem. Ten koleś chyba sobie z nas jaja robi. Nie ładnie tak żartować z turystek.

- Jak to? - zapytałam.
- Panna Roksana zapewniła wam wszelkie wygody. Nie musicie się o nic martwić. Wszystkim się zajmę.
- Ale jakie wygody? My chciałyśmy tylko miejsce do spania. - Syntia powiedziała jakby chciała się przed czymś usprawiedliwić.
- Ale spokojnie. Jak dojedziemy to wszystko się dowiedziecie od panny Roksany. - uspokoił nas. - A teraz zapraszam do limuzyny.

Posłusznie poszłyśmy za kierowcą. Otworzył nam drzwi i wsiadłyśmy. Czułam się dziwnie. Nikt mnie jeszcze tak nie traktował. W sumie było to nawet fajne uczucie. Czułam się jak prawdziwa kobieta. To trochę dziwne, wiem. Ale każda dziewczyna chciałaby przez moment tak się poczuć. 
W środku było bardzo luksusowo. Podświetlany sufit i podłoga, minibar i skórzane fotele. Tego się nie spotyka na co dzień. Jechaliśmy dość długo. Nie było korków, ale dało się zauważyć mnóstwo ludzi pędzących nie wiadomo gdzie. Przy okazji zauważyłam stadion mojego ulubionego klubu piłkarskiego Santiago Bernabeu. To się nazywa stadion z prawdziwego zdarzenia. Po 10 minutach od stadionu dojechaliśmy do tej willi. Coś niesamowitego. To był raczej pałac a nie willa. 20 - metrowy obiekt był pomalowany na żółto. Miał mnóstwo okien. Do drzwi prowadziła szeroka usypana z małych kamyczków droga. Po obu stronach drogi rozciągał się ogromny, zielony i niedawno skoszony trawnik. Gdzie nie gdzie rosły egzotyczne i kolorowe kwiaty oraz wysokie drzewa. Główną atrakcją tego ogrodu był duży i czysty stawek. Całość czyli ogród i willa były otoczone wysokim murem, który był oplatany bluszczem. Czułam się jak w raju. Samochodem podjechaliśmy po same drzwi. One też robiły spore wrażenie. Duże, ciemne i dębowe. Klamki były wyrzeźbione w staroświeckim stylu. Kierowca Krzysztof otworzył drzwi. Przed nami rozciągał się OGROMNY hol. Na podłodze leżały kolorowe płytki. Wokół rozciągało si mnóstwo drzwi i balkony. W kątach stały rośliny podobne do tych co były w ogródku. Na środku holu stał okrągły stół z wazonem i kwiatami. Lecz punktem kulminacyjny był wielki i szeroki żyrandol z kryształków większych niż oko. Aż Syntii i mi gęby się rozdziawiły ze zdumienia. Po naszych ochach i achach Krzysztof oddał nas w ręce kamerdynera. On natomiast zaprowadził nas do pokoi. Pierwszy był Syntii. Duży z łóżkiem , który miał baldachim. Dwa okna miały widok na wzgórza porośnięte stokrotkami. W całym pokoju dominował kolor niebieski i biały. Syntia była zachwycona. Z resztą ja też. Po kolejnych ochach i achach przyszła kolej na mój pokój.  Byłam bardzo zdenerwowana. Nie wiedziałam, że jakiś pokój może przysporzyć tyle stresu. Kamerdyner otworzył drzwi i oto przede mną ukazał się ''apartament'' godny królowej. Łóżko z baldachimem z mnóstwem poduszek. Piękny dywan szyty ręcznie. Duże okna z widokiem na wzgórza ( tak samo jak u Syntii ). Cały pokój był w stylu cesarskim. Złoto i czerwień. Obłęd. Ale zgodnie z Syntią najbardziej podobały nam się łazienki. w nich na ścianach znajdowały się mozaiki. Duże wanny i sedesy z porcelany dopełniały całość. Kamerdyner pokazał nam również jadalnię, taras, kuchnię, salon oraz pozostałe 4 pokoje ( jeden niejakiej Roksany, a drugi jej rodziców. Pozostałe wolne ). Oznajmił nam, że z pozostałymi mieszkańcami spotkamy się dopiero jutro na kolacji, gdyż są jeszcze na wakacjach na Karaibach. KARAIBACH!!! O Boże! Po zwiedzaniu Syntia i ja postanowiłyśmy pójść do ogródka się poopalać. Przebrałyśmy się w bikini zabrałyśmy koc i ruszyłyśmy w stronę trawnika. Położyłyśmy się w milczeniu żadna z nas się nie odzywała. Nie dziwię się. To przez ten nadmiar wrażeń.

Leżałyśmy przez 5 minut i powtórnie zauważyłam, że Syntia zasnęła. Może to nawet dobrze. Tak się zastanawiam co teraz robi Adriann. Pewnie już o mnie zapomniał. A szkoda. Fajnie by było się spotkać jeszcze raz. I nagle moje rozmyślenia zostały przerwane przez sms. '' Cześć Maja, tu Adrian. Może masz ochotę się ze mną spotkać?''

Moje prośby zostały wysłuchane. Zapowiadał się najlepszy okres w moim życiu.

____________________________________

Jest 3 rozdział. Za bardzo się skupiłam na opisie domu, ale nawet fajnie to wyszło ( jak dla mnie, nie wiem jak dla was). W następnym rozdziale będzie już więcej chłopaków. ;PP

czwartek, 27 września 2012

Rozdział 2

Rozdział 2

To już ten dzień! Matko, nie wierzę! Wyjeżdżam. Ja i Syntia. Radość mnie rozpiera od wewnątrz. Koniec z narzekaniem rodziców. Koniec z kłótniami z bratem. Koniec... wszystkiego. Tego złego co mnie tu spotkało. Poszerzam horyzonty. Idę na przód. Przed siebie. Gdzie nogi poniosą. Razem z Syntią.

Lecz przed wyjazdem musiałam załatwić kilka ważnych spraw. Dokumenty do szkoły, miejsce gdzie będziemy mieszkać.... A propo tego miejsca. To willa!!! OMG, nie mogę się doczekać. 

Włożyłam buty. Zabrałam moją walizkę i postawiłam ją w korytarzu. Rodzice krzątali się po kuchnie bez celu. Czy coś ich trapiło? Nie wiem i jakoś szczególnie mnie to nie interesuje. Siadłam przy stole i zaczęłam jeść kanapki, które mama wcześniej zrobiła.
- Dzwonił Krystian. Kazał ci życzyć szerokiej drogi. - odezwała się mama.
- Aha, dzięki. - odpowiedziałam z pełno buzią.

Zapadła cisza. Dość niespokojna. Zaczęło mnie to wszystko strasznie denerwować. Ale nie chciałam jej przerywać. Sama nie wiem czemu. 
- Dobra dziewczyno. Wstawaj musimy jechać.
Wstałam od stołu i ruszyłam w kierunku drzwi. Tato już zabrał walizkę i ruszył po schodach. Ostatnie spojrzenie na pokój i resztę mieszkania. Dobra, trzeba iść. Mama zakluczyła drzwi i poszła razem ze mną. Na dworze było pochmurno. Wiał ciepły wiaterek. Tata spakował walizkę do bagażnika i wszyscy wsiedliśmy do samochodu. Ruszyliśmy. Nie obejrzałam się za blokiem, w którym mieszkałam. Czułam, że odezwała by się we mnie jakaś część mnie, która nie pozwoliłaby mi stąd odjechać. Poczułam wątpliwości co do tego wyjazdu. Ale rozwiała je myśl, że ten czas nie spędzę sama, lecz w towarzystwie Syntii. To mnie podniosło na duchu. 
Na ulicy nie było dużego ruchu. Ojciec swobodnie manewrował. Po drodze minęliśmy plac zabaw, w którym się kiedyś bawiłam. Czemu życie tak szybko się toczy? Czemu? Bez sensu zadawałam sobie te pytania. Mijaliśmy coraz to kolejne stare, znajome miejsca. Pierwsza fajka, pierwszy pocałunek, pierwsze łzy po zerwaniu.... No cóż. Trzeba żyć dalej. W końcu dojechaliśmy na lotnisko im. Lecha Wałęsy. Niezły obiekt. Czekała tam już na mnie Syntia. Po zaparkowaniu samochodu, podbiegłam do niej i przytuliłam się na powitanie. Nie zdziwiło mnie to, że nie było z nią jej rodziców. Miałam czasem wrażenie, że najchętniej by się jej pozbyli. Jej rodzice byli wysokimi urzędnikami. Osiągnęli w życiu wiele. Wymagali bardzo dużo. W szczególności od Syntii. Zdarzało się, że przychodziła do mnie z płaczem. Z siniakami na ciele i zadrapaniami. Nic nie chciała powiedzieć. Co się stało. Tłumaczyła się tym, że na pewno mam wile własnych problemów więc nie będzie mnie obarczać swoimi. Ale jaka by była ze mnie przyjaciółka, gdybym jej nie pomogła? Postanowiła zawiadomić odpowiednie instytucje. Z dużym skutkiem. Co prawda Syntia była trochę zła, ale z jednej strony była też wdzięczna za to. Od tamtej pory wszystko się poprawiło. No z wyjątkiem tego, że oni nadal uważają, że jest ''nie udana''. Dla mnie i tak jest najwspanialsza.
Weszłyśmy do środka. Stanęliśmy na środki i zaczęliśmy się żegnać.

- Proszę uważajcie na siebie. - powiedziała mama.
- Nie martw się o nas. Jesteśmy już duże. - odpowiedziałam.
- Wiem. Ale to jest tak daleko. Pilnujcie się nawzajem. Dzwońcie czasami. Chcę być na bieżąco. Obiecujecie?
- Obiecujemy! - odrzekłyśmy chórem.
- No, pora się żegnać. - powiedział tata.

Rzuciłam mu się na szyję i ścisnęłam go mocno. Tak samo zrobiłam z mamą. Syntia również się pożegnała. Wzięłam walizkę do ręki i poszłam w stronę odprawy. Odwróciłam się i spojrzałam w stronę rodziców. Stali tam objęci. Patrzyli na mnie. Pełni podziwu i troski o mnie. Poczułam ukłucie w sercu. Gardło mi się ścisnęło. Czyżby tęsknota? Możliwe. Ale nie ma już odwrotu. Trzeba iść. Pogodzić się. Dam radę, na pewno. Poradzę sobie.


Wsiadłam do samolotu. Odłożyłam walizkę na półkę i usiadłam na wyznaczone miejsce obok Syntii. Siedzenia były dość wygodne. Ludzi też nie było dużo. Powiedziałabym, że ''wystarczająco''. Popatrzyłam na wsiadające osoby. I nagle ujrzałam jego. Czy tacy chłopacy istnieją? Po prostu cud natury. Ciemne, troszkę dłuższe włosy, ładnie zarysowana szczęka, lekki młodzieńczy zarościk i te niesamowite spojrzenia. 
- Widzisz go? Widzisz? Kto to? Niezły, co nie? - szepnęłam do Syntii, żeby mnie nie usłyszał.
- Maja, uspokój się. 
- Ale popatrz na niego. - nie odrywałam od niego wzroku.
- No całkiem, całkiem. Ale nie ma po co zawierać znajomości. Nie warto.
- No co ty gadasz? - spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Nasze drogi się rozejdą. On pójdzie w swoją stronę, my w swoją. - rzekła bez najmniejszego zainteresowania tą sytuacją.
- W sumie masz rację. A szkoda. Ładna dupcia.

Próbowałam o nim zapomnieć. Ale nie pozwalało mi to, że usiadł tuż obok mnie!!! Boże, co ja mam robić! 

- Cześć, jestem Adrian. Może się poznamy? - zapytał takim męskim głosem.

Odpłynęłam. Zapatrzyłam się w jego oczach. Jego głos dudnił mi w uszach. Nie odpowiedziałam. Obudziłam się, kiedy Syntia dała mi sójkę w bok. 

- Cześć, jestem Maja. Chętnie cię poznam. A to jet, to jest....
- Jestem Syntia. Hej.
- Cześć. Przepraszam, że walę tak prosto z mostu, ale jesteście naprawdę ładne.
- Ooo, dzięki. - zaczerwieniłam się. - Ty też jesteś niezły. - i pożałowałam, że to powiedziałam. Syntia wybuchła swoim głośny śmiechem i nie mogła się uspokoić. Ja przez tą kłopotliwą sytuację też wybuchłam śmiechem. I siedziałyśmy tak zwijając się ze śmiechu. Po paru minutach Adrian sam zaczął się śmiać. W porę przyszła stewardessa. Kazała nam się uspokoić, ponieważ pasażerowie się skarżą.
- Przepraszam za ten napad śmiechu. Ale my już tak mamy. - powiedziałam do Adriana.
- Nie ma sprawy. Lubię wesołe dziewczyny. - czułam, że znowu się zaczerwieniłam. Na szczęście Syntia tego nie zauważyła.
- Ile masz lat? - zapytał chłopak.
- 15. A ty?
- 16. Po co lecisz do Madrytu?
- Postanowiłam wraz z Syntią, że będziemy tam się uczyć w szkole średniej.
- Naprawdę. To dobrze się składa. Mam już nowe koleżanki. - powiedział z radością.
- Też jedziesz się uczyć? - zapytałam z nutką nadziei w glosie. W międzyczasie zauważyłam, że moja przyjaciółka zasnęła. Szczerze mówiąc szło mi to na rękę. Byliśmy w pewnym sensie ''sami''. Obym tylko nic nie zepsuła.
- No. Super, co nie?
- Super? To mało powiedziane!
- A gdzie będziecie mieszkać?
- W jakiejś willi. Wraz z jej właścicielką.
- Ej, ja też. Tylko nie jestem pewny czy to jest ta sama willa.
- A chciałbyś? - zapytałam z nadzieją.
- No pewnie. Z taką dziewczyną. - zdecydowanie za często się czerwienię. - Słodko wyglądasz kiedy się czerwienisz. - proszę cię! Robisz mi to na złość.
- Przestań!
- Ale to jest prawda!

I tak zleciało nam 5 godzin lotu. Ja się czerwieniłam, on mi mówił jak słodko wyglądam, a Syntia smacznie spała na fotelu. Po prostu miodzio. 

Dodatkowi bohaterowie

1.
Roksana - wielbicielka zielonookich facetów w loczkach. Uśmiechnięta, radosna. Podoba się chłopakom. Niska, ale małe jest piękne. 


2.
Michał - spontaniczny i lekko zboczony. Dba o swoją dziewczynę. Ma dobry gust. Ładnie śpiewa.


środa, 26 września 2012

Rozdział 1

Rozdział 1

Moje życie nigdy nie było ciekawe. Pełne smutku, braku pewności siebie. Nic mi nie wychodziło. Szukałam pocieszenia wśród rodziny - rodziców, dziadków, wujostwa... A oni zamiast mi pomóc, tylko jeszcze bardziej mnie ranili i dołowali. Lecz w końcu nastąpił ten moment, ten który zmienił całe moje życie. Poznałam ją - Syntię. Moją najlepszą i najfajniejszą przyjaciółkę na świecie. Może zbytnio to wyolbrzymiam,     ale to dzięki niej jestem teraz taką osobą. Pełną radości, pewności siebie.  Moje życie nie jest już szare i nudne. Jest kolorowe jak tęcza ( dosłownie ). Z nią wygłupów nie ma końca. Po prostu ją kocham.

Historia ta będzie opisywać przygody i decyzje, które musiałam podejmować wraz z Syntią. Nie są to jakieś łatwe decyzje. One zaważały na reszcie naszego życia. W skrócie mówiąc, opowieść ta będzie pełna przygód, łez, radości, rozczarowania, uśmiechu, smutku i miłości. Jak to u nastolatek.

----------------------

Wszystko zaczęło się w dzień zakończenia roku szkolnego. Siedziałyśmy na plaży w popołudniowym słońcu. Skończyłyśmy gimnazjum i trzeba było myśleć o dalszej przyszłości. Przyszłość. To tak dziwnie brzmi w ustach nastolatka. Powinniśmy żyć chwilą! Nie martwić się o to, co będzie kiedyś. Ale to nieuniknione. Niestety. 
-Trzeba wybrać szkołę - powiedziała Syntia.
- Proszę cię, nie chcę teraz rozmawiać o szkole - odpowiedziałam.
- Ale to jest ważne!
- Wiesz co jest dla mnie ważne? Nic.
- Nawet ja nic dla Ciebie nie znaczę? - rzekła.
- Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie powietrzem.
- Aha, dzięki. - powiedziała ze smutkiem.
- Chodzi o to, że nie potrafiłabym bez Ciebie żyć!
- Nie strasz mnie kujonico.
- Teraz kujonka. A kto Ci pomógł pozdawać wszystkie egzaminy?
- Oj tam, oj tam. Jakoś bym sobie poradziła.
- Ta, na pewno.
- Ale teraz tak na serio. Co teraz będzie? Musimy kontynuować naukę. Dobrze o tym wiesz.
- Problem w tym, że zupełnie nie wiem gdzie. - odparłam zrezygnowana.
- Posłuchaj. Ostatnio przeglądałam strony internetowe różnych liceów. Ale mnie nie zadowalały. Więc z nudów zaczęłam przeglądać strony szkół za granicą. Muszę ci powiedzieć, że naprawdę są na odpowiednim poziomie.
- Chcesz wyjechać za granicę? Oszalałaś?
- Poczekaj. Taki poziom jaki tam jest, nie znajdziesz w żadnej szkole w Polsce! To jest nasza szansa na znalezienie dobrej pracy w przyszłości.
- Gdzie znalazłaś tę szkołę?
- W Madrycie...
- W Madrycie?! Przecież to jest w Hiszpanii!
- Przecież znamy hiszpański.
- Tu nie chodzi tylko o język. - usiadłam. Słońce paliło coraz bardziej, więc wzięłam krem do opalania i się nim posmarowałam. Ale po długiej przerwie dodałam: - To przecież jest tysiące kilometrów od Gdańska. Z dala od rodziny. Tego wszystkiego co tu przeżyłyśmy. Nie będziesz tęsknić?
- Oczywiście, że będę! - odparła. - Ale w życiu trzeba coś zmieniać. Nieustannie. Nie możemy tkwić w jednym miejscu. W jednym martwym punkcie. To już jest koniec. Proszę, zastanów się nad tym. - powiedziała z miną błagającego psa.
- Dobra. Zastanowię się. Jednak zostaje jeszcze kwestia rodziców. To nie będzie łatwe.
- Wiem. - odparła Syntia. - A w szczególności z moimi rodzicami. Wiesz jacy oni są.
- Pomogę Ci.
- To znaczy, że się zgadzasz? - zapytała z nadzieją.
- No powiedzmy...
-  Dziękuję ci Maju! Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem! - rzuciła się na mnie niczym kot na myszę.
- No poczekaj... - próbowałam się podnieść, ale Syntia mi na to nie pozwalała. - No złaź ze mnie! To nie jest jeszcze wszystko przesądzone. Wszystko zależy od rodziców. - odparłam z powagą.
Po naszym całym dialogu, wstałyśmy, ubrałyśmy się, spakowałyśmy i ruszyłyśmy w stronę mojego domu.
Dom! Chciałabym żeby to był dom. Tymczasem muszę żyć w małym mieszkaniu razem z rodzicami i bratem.      
Na szczęście niedługo się wyprowadza. Lecz co mi z tego jak i tak prawdopodobnie sama się wyprowadzę. Do Hiszpanii! O ile rodzice mi na to pozwolą. No w każdym razie mam nadzieję. Każda z nas skręciła w swoją stronę. Weszłam do bloku. Otworzyłam drzwi i wrzuciłam torbę do pokoju. Brat był już na wakacjach, co mi nie przeszkadzało. Poszłam do kuchni. Siedział tam tata z nosem w gazecie. Mama zmywała naczynia. Szczerze mówiąc robiła to w sposób interesujący i dziwny. Ale nie będę wam opisywać jak to robiła, bo nie o tym jest ta historia. Przytuliłam na powitanie mojego ojca i mamę. Bałam się tej rozmowy. Zaczęli by stękać, że jestem za młoda i że za mało mam doświadczenia. 
- I jak pogoda? - zapytała mnie mama.
Pogoda? Chce ze mną rozmawiać o pogodzie?
- Jest gorąco, krótko mówiąc. - odrzekłam.
- Co zamierzasz robić dalej, Maju? - zagadał mnie tata. No i się zaczęło.
- Właśnie chciała bym z wami o tym porozmawiać.
- Więc słuchamy. - Spojrzał na mnie tato.
- Więc... Ale jednak na wstępie chciałabym was poprosić abyście mnie wysłuchali do końca i nie przerywali.  Okey?
- W porządku.
- Więc... - rozpoczęłam swój monolog - Rozmawiałam o tym z Syntią. Opowiedziała mi jak to przeglądała strony internetowe należące do różnych liceów w Polsce. W całej Polsce. Stwierdziła, że mają za niski poziom. Dlatego zajrzała do stron szkół z zagranicy. To naprawdę świetna szkoła...
- Nie ma problemu. A gdzie jest ta szkoła? - zapytała mama.
- Jak to? Zgadzacie się? - po prostu nie wierzyłam.
- Oczywiście. To dobry pomysł. Musisz w końcu dorosnąć. - wytłumaczył tata.
- Nie żartujecie ze mnie?
- Nie.
- Aaaaaaa!!! Dziękuję, dziękuję, dziękuję................. - rzuciłam im się na szyję.
- Spokojnie! Nie wiadomo jeszcze czy Syntia pojedzie.
- Zadzwonię do niej.
Piiii, piiiii, piii....
- Halo?
- Cześć Syntia!
- Hej Maja!
- Mam dobrą wiadomość..
- Ja też...
- Więc rozmawiałam z rodzicami...
- Ja też...
- Nie była to długa rozmowa...
- Moja też...
- Skutkiem tej rozmowy była...
- ...
- ...  
- No powiedz!
- Jadę do Madrytu!!!
- Ja też!!!
- Aaaa..
- Aaaa...
I tak się zaczęła nasza przygoda. Pomysł, który mi  się nie podobał, mógł się okazać czymś co zmieni na zawsze moje życie. Czymś co zaważy na losie moim i mojej przyjaciółki. Cieszyłam się, że w tej zmianie będzie mi towarzyszyła Syntia. No i mam nadzieję, że poznam w końcu kogoś, kto będzie moim wsparciem, kiedy ja i Syntia rozstaniemy się. Bo przecież dobrze o tym wiedziałyśmy, że kiedyś nasze drogi się rozejdą. Ale nie dopuszczałyśmy do siebie tej myśli. Nie teraz. Nie w takiej chwili. Nie w początku dorosłego życia, mimo naszych 15 lat. Jestem ciekawa i zarazem przerażona, jak to będzie wszystko wyglądało. 

_______________________________________________

No i jest 1 rozdział. Taki trochę krótki, ale od czegoś trzeba zacząć. To dopiero początek, ale potem będzie jeszcze lepiej. Obiecuję. 

wtorek, 25 września 2012

Bohaterowie

1.
Maja - 15-latka. Urodzona w Polsce, konkretniej w Gdańsku. Mieszka tam i tam ma swoją najlepszą przyjaciółkę. Jest dobrą uczennicą, ale też leniwą. Bywa wredna, naburmuszona i samolubna. Słucha 30STM, Linkin Park i AC/DC. Uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Uwielbia białą czekoladę i kocha modę. Ma brata Krystiana.


2.
Syntia - najlepsza przyjaciółka Maji. Też ma 15 lat. Rozumie Maję bez słów. Zwariowana. Uwielbia rogale.
Ma '' trudnych'' rodziców. Ceni naturalność. Dzięki Maji, odkryła swoją miłość do 30 Seconds To Mars.


3.
Adrian - 16 lat. Przystojniak z Madrytu. Zwariowany i odważny. Jest dżentelmenem. Ciągle szuka swojej wybranki. Wymagający, ceniący szczerość.


4.
Maciek - kumpel Adriana. Zagorzały wielbiciel naleśników. Nie znosi głupich dziewczyn. Jest bardzo romantyczny, odpowiedzialny i pomysłowy. Lubi się przytulać.


POWITANIE!

Siema!


Jestem Sara i natchniona pomysłem mojej przyjaciółki, postanowiłam rozpocząć pisanie bloga.
Będzie to blog, w którym opowiem wam o pewnej historii młodej dziewczyny i jej przyjaciółki oraz napotkanych na ich drodze trudności życiowych.
Szczerze mówiąc będzie to blog o miłości nastolatków, ale postaram się również dodać jakieś historie, które mam nadzieję , że się wam spodobają!;*